Forum FUCKIN METAL Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Janosik vs Predator I

 
Odpowiedz do tematu    Forum FUCKIN METAL Strona Główna » Olśnienie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Janosik vs Predator I
Autor Wiadomość
Lord Ender von Hellsing
Kondensator



Dołączył: 05 Wrz 2006
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Segmentum Frustratum

Post Janosik vs Predator I
Drżyjcie piekielne istoty, drżyjcie i rozpaczajcie bo oto Bezsens zstąpił na wasze Forum Twisted Evil
Lord Ender prodakszons przedstawia pierwszą część zupełnie porąbanego opowiadania Janosik vs Predator. Miłej lektury:

Część pierwsza: Bunt w lesie

11.21 pm ZULU Koszary, 1h drogi do wsi Burakowo (niedaleko gór Tatr).
- Szeregowy Bambo! - ryknął plutonowy Padaka - Weźmiecie szeregowego Krolla i skoczycie po 2 skrzynki „Uśmiecha”! - Po czym plutonowy wręczył szeregowemu 2 pln w twardej walucie (bilonie).
- Ale… - jęknął Bambo.
- Żadnych ale! - głos plutonowego zmiótł wszelkie wątpliwości. Wino marki „Uśmiech kombajnisty” cieszyło się niesłabnącym uznaniem wszystkich od stopnia plutonowego wzwyż. Nic dziwnego, gdyż w delikatnym, półwytrawnym winie można było poczuć bukiet najlepszych jabłoni z polskiej wsi. Tak oto Marcin Kroll oraz Jan Bambo ruszyli w pełnym rynsztunku przez las oddzielający koszary od pobliskiej wsi. Mijali drzewa, krzaki, rozbity statek obcego, grzyby by w końcu ujrzeć wyłaniającą się z pomiędzy drzew wieś. Sprzedawczyni Genowefa Kowadło dostrzegła w oddali dwie sylwetki w mundurach.
- Znowu po wino - powiedziała do siebie cicho.
- Dwie skrzynki „Uśmiecha” - powiedział Kroll wchodząc do sklepu.
- 26 zł - odrzekła sprzedawczyni Genowefa.
- Kiedy my mamy tylko 2… - w głosie Bamba można było usłyszeć rozpacz i błaganie zarazem - to może...
- Nie ma mowy - odrzekła Genowefa tak pewnie, jakby nie dostrzegła dwóch AK-48 wiszących na żołnierzach. We wsi cieszyła się niezwykłym autorytetem (w końcu to ona sprzedawała wino), to też nauczyła się asertywności jak nikt inny w Burakowie.
- To może coś pani zostawimy? - zaproponował niepewnie Kroll. Genowefa potrafiła być zdecydowana, ale że to była dobra kobieta zlitowała się nad szeregowymi. Tak oto AK-48 z pełnym magazynkiem i bagnetem poszedł za dwie skrzynki wina. Genowefa spojrzała na zaplecze - obok produktów spożywczych na półkach zalegały różnorakie przedmioty nie pasujące do stereotypu typowego sklepowego magazynu. Można tam było zobaczyć elementy mundurów, manierki, amunicję, saperkę, 2 granaty oraz kilka pistoletów. „Na co mi to wszystko” - pomyślała Genowefa. Ale to miało też dobre strony - kiedy mieszkańcy okolicznych wsi dowiedzieli się o tym arsenale skończyły się kradzieże, bójki podpitych klientów przed sklepem a i terenowy UAZ dobrze służył w zaopatrzeniu.
Kiedy Kroll i Bambo wracali przez las zaczęło się ściemniać. Szli dobre 20 minut kiedy usłyszeli głośny ryk. Zaniepokojeni szli dalej aż zobaczyli ten wstrząsający obraz - coś co do niedawna można było nazwać sarną wisiało na drzewie bez tchu. Bez skóry. Bez głowy.
- Biedna wpadła w jakieś wnyki.. - rzekł Bambo
- Pier*** kłusowniki - dodał Kroll.
Gdyby zastanowili się nad tym głębiej może stwierdzili by że standardowe sidła nie obdzierają ze skóry, a także nie urywają głów, ale poszli dalej spiesząc się do jednostki. Coś ich obserwowało. To coś, choć doskonale rozmywało się w otoczeniu, nie pasowało raczej do lokalnego krajobrazu. Co więcej, to coś nie było stąd. Przybyło z innego wymiaru lub z innej galaktyki lub co gorsza mogło tu przyjść ze Słowackiej strony gór.
Kwiczoł otworzył najpierw lewe oko, potem prawe. Zamierzał wstać, ale szybko stwierdził że to niemożliwe - nie umiał ruszyć ręką ani nogą.
- Jezusicku! - wrzasnął - Pojmali mnie! Związali!
- Kwicoł ty baranie! - wrzasnął z kolei Wróbel - Ty zaś sie zaplątałeś w brode! Kruca fuks, roz na 20 lot mógłbyś se jo chociaż przyciąć - stwierdził.
Zdzisław i Ryszard jak co dzień wędrowali po lesie szukając czegoś, co można by sprzedać przy drodze, lub też bezpośrednio zamienić na ich ulubionego „Uśmiecha”. Praktycznie wszyscy skracali nazwę wina, ponieważ nie każdy we wsi był kombajnistą, ale wino to wywoływało uśmiech na twarzach wszystkich konsumentów, bez względu na wykonywany zawód, który zresztą mało kto we wsi posiadał. Nazywanie go „siarkofrutem” lub też co gorsza „jabcokiem” we wsi uchodziło za profanację.
I tak w końcu Zdzisław i Ryszard natknęli się na klilka grzybów , które bezzwłocznie upchnęli do słoika. Kiedy zebrali 4 słoiki grzybów, 3 słoiki malin, 2 słoiki porzeczek i dwa zdechłe jeże, stwierdzili że na dzisiaj wystarczy i czas wracać do wsi. Wracając mijali drzewa, krzaki, rozbity statek obcego, jaskinię Janosika aż w końcu będąc już niedaleko wsi ujrzeli TO.
- Rysiek widziałeś to? - spytał Zdzisław.
- Zdzisiek widziałeś to? - spytał Ryszard.
- Nie - odpowiedział Zdzisław.
- Nie - odpowiedział Rydszard. Ale to co usłyszeli potem utwierdziło ich w przekonaniu , że jednak coś widzieli. Głośny pisk - zaniepokojeni Zdzisław i Ryszard poszli zobaczyć co się stało. a to co ujrzeli przeraziło ich do szpiku kości.
- Biedny jeżyk - powiedział Zdzisław.
- No… - stwierdził Ryszard.
- Nigdy nie widziałem jeża bez kolców - powiedział Ryszard.
- No… - powiedział Zdzisław. Ale jeżowi brakowało nie tylko kolców. Ktoś obdarł go ze skóry. Wisiał na drzewie, a pod nim można zobaczyć było plamy z krwi tudzież kilka porozrzucanych kolców.
Od pewnego czasu nad górami wstawało leniwie słońce, zaczynał się kolejny dzień. Nic nie zapowiadało tragedii jaka rozegra się w jaskini zbójców, to też do żadnej tragedii nie doszło. Pyzdra siedział na pniaku przed jaskinią i bawił się bezmyślnie uderzając ciupagą o drzewo.
- Pyzdra! Pyzdra! - rozległo się wołanie z jaskini - Jezusicku pojmali mnie! - Zaniepokojony Pydra uzbrojony w ciupagę ruszył w kierunku jaskini. Wziął głęboki wdech, po czym jął przedzierać się przez opary śliwowicy.
- Kwicoł ty baranie! - wrzasnął Pyzdra. - Ty zaś sie zaplątałeś w brode!
Do wsi przyjechały miastowe. Dwóch ich było. Od razu było widać że nie stąd. Zdzisław i Ryszard przyglądali im się ciekawie. Obaj byli jakoś dziwnie ubrani - w takie spodnie, co to szorowały krokami o ziemię. Mieli na sobie także bluzy. Na bluzie jednego pisało „I love bakalie” a na bluzie drugiego „Bull terier Deustchland” czy jakoś tak. I mówili jakoś dziwnie. Zdzisław i Ryszard nie byli lingwistami, ale zaraz stwierdzili że język, którym posługiwali się przyjezdni nie należał do rodziny języków praindoeuropejskich.
- Joł joł! - powiedział jeden z nich.
- Joł, zioło! - odparł drugi, po czym wyciągnęli coś co przypominało skręty i zaczęli to palić.
Janosik właśnie przeskakiwał Dunajec kiedy usłyszał wołanie. Zgrindował najpierw na ciupadze część skarpy, po czym wybił się i wykonał efektownego back-flipa, piruet, podwójnego tulupa, salto, potrójnego (!) axela, po czym będąc w połowie Dunajca zawrócił w powietrzu i wylądował na brzegu z którego wyskoczył. Pobiegł szybko w kierunku wołania. - Jezusicku! Pojmali mnie! Związali! - rozległo się ponownie.
-Kwicoł ty baranie! - wrzasnął Janosik - Ty zaś sie zaplątałeś w brodę!
Genowefa z ciekawością przyglądała się przez okno dwóm postaciom zbliżającym się do jej sklepu. Nie wyglądali na mieszkańców żadnej z okolicznych wsi, a kiedy weszli jeden z nich rzucił:
- Joł joł zioła!
- Może być rumianek? - spytała niepewnie Genowefa - Miałam jeszcze Żeń-Szeń ale Joł-Joła nie prowadzę.
- Joł, suczka my po bakalie… - odparł drugi z miastowych.
- Proszę bardzo, w czekoladzie? - Spytała Genowefa (dla przyjaciół Genia).
- No nie ! Joł joł my po trawę! - zdenerwował się pierwszy z miastowych.
- Aaa… po trawę to trzeba do ogrodniczego, to w mieście dostaniecie. - odparła Genia.
- Ale my nie taką do sadzenia przecież! - odparł zdenerwowany drugi z miastowych.
- A to możecie narwać pod sklepem… - Genowefa była trochę zdezorientowana. W ten sposób z braku innej możliwości miastowi sięgnęli po miejscowy specjał.
- „Uśmiech Kombajnisty” - classic Płońsk Aperitif, alk do 28%, S do 35% - czytał etykietę jeden z miastowych.
- Ciekawe jaka po tym jazda... - spytał drugi z miastowych lekko rozmarzonym głosem.
Zdzisław i Ryszard zobaczyli na swym Rubinie (taki stary biało-czarny telewizor), jak jakiś gość truł coś o szansie dla polskiej wsi, o dopłatach dla rolników i jakichś innych pierdołach.
-Ty - powiedział Ryszard - może by my złożyli papiery o te dopłaty.
- No - odparł Zdzisław. Po czym zamiast do lasu jak co dzień udali się do pobliskiego miasta w którym mieścił się stosowny urząd.
- No my po dopłaty - powiedział Zdzisław gdy już dotarli do stosownego okienka. Pani w okienku wydała stosowny papier który mieli wypełnić.
- No bedzie z 1,4 ha - stwierdził Zdzisław.
- No - stwierdził Ryszard.
- Homoseksualny - przeczytał Zdzisław - Że niby co tu trzeba wpisać? - spytał Ryszard. Pani w okienku wydawała się być zdziwiona
- To wy nie jesteście jeszcze gejami? Nie czytaliście o konieczności dostosowania do norm UE? - Ludzie stojący obok popatrzyli się na nich z ciekawością, a niektórzy z obrzydzeniem.
- Nie są gejami - szeptali między sobą - to jacyś zboczeńcy, kto to widział żeby tak mężczyzna z kobietą… Mój Boże… Przecież takich trzeba izolować od społeczeństwa - jeszcze zrobią dziecko jakiejś biednej kobiecie…. Hetero, jak tak można?!
Miastowi udali się do lasu. Postanowili wzorem miejscowych wybrać się na grzyby. Nie zbierali jednak pieczarek, ani kurek. Zbierali wszystkie grzyby jakie napotkali, z nadzieją że natkną się na halucynogenki, które znali z opowieści ich ziomali, którzy byli kiedyś już na wsi. Kiedy nazbierali już pełną reklamówkę zaczęli przyglądać się swoim zbiorom. Zrezygnowani porzucili torbę ponieważ jak się okazało żaden z nich nie znał się na grzybach. Postanowili więc spróbować miejscowego specjału. Usiedli pod drzewem i rozpoczęli degustację. Siedzieli tak i degustowali, a dzień powoli ustępował miejsca nocy. Wtem jeden z miastowych dostrzegł coś jakby cień. Nie byłoby w tym nic niepokojącego gdyby nie to, że w środku nocy takie zjawisko jak cień nie występuje w naturze.
- Ty! - powiedział jeden z miastowych do drugiego - Widzę przeźroczystego ziomala!
- Alk do 28% , S do 35% zaczyna działać - stwierdził drugi z miastowych z zadowoleniem.
- Ty mi tu nie ściemniaj jak Balcerowicz - odrzekł pierwszy z miastowych - Joł joł przeźroczysty! Masz jakiego grasa? - zapytał, ale Predator (ten przeźroczysty ziom) nie odpowiedział.
- Jakiś ty brzydki! - stwierdził tylko z jakimś dziwnym chyba słowackim akcentem.
- Joł, joł, joł, joł... - miastowy wyraźnie się zdenerwował.
- Wstawać!!! - wrzask plutonowego Padaki był czymś okropnym - Szkoda dnia! - wrzeszczał dalej, aż w końcu wszyscy do stopnia plutonowego zaczęli wstawać - Ostatni leci po wino! To rozkaz!!! - dopiero ten komunikat wyraźnie przyspieszył szamotaninę w baraku. W końcu wszyscy stanęli w szeregu.
- Starszy szeregowy Rydz Śmigły, szeregowy Jan Kos - lecicie po wino!!! - I tak oto kolejni żołnierze szli przez las. A drogę tę znali na pamięć i gdyby nie wystające korzenie mogli by tam iść z zamkniętymi oczami. A że nie szli z zamkniętymi oczami zobaczyli to - dwa ciała wiszące na drzewie. Śmierdziało do nich winem. Jak od większości ludzi we wsi. Ich pozycja również nie dziwiła - okoliczni mieszkańcy po pewnej ilości „Uśmiechu” nabierali niezwykle ekwilibrystycznych umiejętności. Zwracał uwagę tylko brak skóry, głów, no i brunatne plamy wokół.
- Mój Boże ! - Rydz był przerażony tym co zobaczył. Janek Kos nie powiedział nic, ale jego mina świadczyła, że podzielał on uczucia kolegi. Plotka rozeszła się po wsi szybko. Ludzie bali się chodzić do lasu. Sprzedaż „Uśmiechu” spadła. Zrobiło się nie fajnie.
Zdzisław i Ryszard poszli do księdza po mszy.
- No bo my w takiej sprawie że... No, my chcemy... chodzi o ślub... - powiedział niepewnie Zdzisław do księdza.
- Ślub?! - spytał niepewnie ksiądz proboszcz Rydzek.
- No bo my teraz chcemy tak po unijnemu... - kontynuował Ryszard. Ksiądz był nieustępliwy, ale potrzebował opon na zimę do jego S-klasy. A Zdzisław i Ryszard obiecali takie kupić za pierwsze dopłaty.
- No dobrze, ale będziecie chodzić na nauki przedmałżeńskie. - stwierdził na koniec. Zdzisław i Ryszard co prawda niechętnie ale się zgodzili.
Szli ramię w ramię, AK-48 w AK-48. Przeczesywali las. Centymetr po centymetrze, sprawdzali każde drzewo. Jan Bambo zauważył coś błyszczącego. Odgarnął ostrożnie liście... Niezbyt ostrożnie bo pułapka zatrzasnęła się i odcięła mu rękę. Podniósł ostrożnie nóż który jeszcze przed chwilą trzymał po czym wyciągnął z rękojeści igłę i nitkę.
- Kroll! - wrzasnął - Pomóż mi nawlec! - Uzbrojony po zęby pluton zaczekał chwilę, a gdy tylko Bambo przyszył sobie ramię, ruszyli dalej, na spotkanie z nieznanym. Na spotkanie z łowcą.
Ksiądz Rydzek wszedł do salonu Hyunday’a, po czym bez namysłu wskoczył za kierownicę najdroższego modelu, rzucając jeszcze przy wyjściu:
- Bóg zapłać.
Wróbel, Kwicoł, Janosik i Pyzdra siedzieli przy ognisku.
- Powiadają we wsi że jaki czort grasuje w lesie. Że obdziera ze skóry i zawiesza na drzewach. - powiedział Wróbel.
- A ja to nawet widziołech zająca jak wisioł obdarty - dorzucił Pyzdra.
- Taaaa... akurat - powątpiewał Kwicoł.
- A myślisz że co teroz rusztujemy na tym ognisku? - rzucił pytaniem retorycznym Pyzdra.
Kwicoł poszedł w krzaki, ale na wszelki wypadek nie oddalał się za bardzo. Po chwili wszyscy zebrani przy ognisku usłyszeli wrzask.
- Jezusicku! Ki czort! Rzucił sie na mnie! Związał! Chce mnie zawiesic! Ratunku!
- Kwicoł ty baranie! - wrzasnęli wszyscy tam zebrani - Ty zaś sie zaplątałeś w brodę!
Ksiądz miał trudne zadanie - z jednej strony miał unijne ideały nakazujące eutanazję, śluby homoseksualnych (żeby potem nie było dzieci) i aborcję (na wypadek jakby jakaś męska szowinistyczna świnia nie chciał się dostosować i jednak próbował zrobić jakiejś Bogu ducha winnej kobiecie dziecko), z drugiej jednak strony były racje Papieża którego wszyscy podziwiali, ale zupełnie nikt nie słuchał. Jednak większość parafian była zacofana w swych poglądach i jakaś niepostępowa. Mogliby się burzyć gdyby udzielił ślubu Zdzisławowi i Ryszardowi. „Trzeba było przekonać parafian” - pomyślał ksiądz - „W końcu jesteśmy w Europie”.
- Dzień Dobry! - powiedziała jakaś dziwna postać - Jeden „Uśmiech” proszę - dokończyła z jakimś dziwnym, chyba słowackim akcentem.
- 2,50 pln - Genowefa podała wino. Postać zapłaciła po czym wyszła ze sklepu. „Jakiś ty brzydki” - pomyślała Genowefa.
- Albowiem są to ludzie tacy jak my! grzmiał z ambony ks. Rydzek - Musimy ich zrozumieć to przecież nie ich wina! Apeluję o tolerancję! Dla pederastów! Dla Pedofili! To przecież nie ich wina że kochają dzieci tak bardzo! Dla seryjnych morderców ! Tych ludzi stworzył przecież Bóg! To wspaniali, wartościowi ludzie! Nasze społeczeństwo bez gejów, zboczeńców i morderców byłoby niepełnowartościowe! Ile my zawdzięczamy tym ludziom! TOLERANCJA!!!
Żołnierze przemierzali las. Jak to zwykle bywa w środku lasu, zaczęło się robić ciemno. Wtedy usłyszeli to - przerażający wrzask, zupełnie jakby kogoś obdzierano ze skóry. Albo przynajmniej wieszano za nogi na drzewie. Biegli. Ramię w ramię, AK-48 w AK-48. Zobaczyli to - jakaś postać miotała się bezwładnie pod drzewem.
- Kwicoł ty baranie! - wrzasnęli żołnierze - Ty zaś sie zaplątałeś w brodę!
Predator dumnie wracał ze swoją zdobyczą (dwie skrzynki „Uśmiecha”) na statek. Pech chciał, że po drodze natrafił na Janosika, który nudził się potwornie. Janosik, widzą maszerującego łowcę, a co więcej - ładunek, który niósł (łowca) wskazał na niego palcem i zakrzyknął:
- Hej, ty! Spróbujmy się! - ryknął wskazując na skrzynki niesione przez Predatora. Ten natychmiast przystąpił do zawodów - słyszał, że taki sport jest bardzo popularny w tej części galaktyki, a jako dumny przedstawiciel swej rasy nie mógł odmówić wyzwania. Tak więc Janosik wraz z Predatorem zasiedli na ściętym pniaku i zaczęli opróżniać butelki. Jakkolwiek organizm łowcy tolerował olbrzymie wprost ilości alkoholu, o tyle siarki nie trawił zupełni, i po kilku głębszych Predator stracił przytomność. Widząc to Janosik od razu zdjął mu maskę i stwierdził tylko:
- Jakiś ty brzydki! - po czym chwycił resztę „Uśmiecha” i pobiegł do jaskini.
Kosmiczny łowca odzyskał świadomość dopiero po kilku godzinach, budząc się z siarkowym kacem wielkość Mount Everestu. „nigdy więcej miejscowych napoi” - pomyślał - „Strasznie poniewierają…” - I chwyciwszy się za głowę ruszył w drogę. Szedł tak mijając drzewa, krzaki, rozbity statek obcego, grzyby by w końcu zniknąć gdzieś po słowackiej stronie Tatr.

I jak wam się podobało? Napiszcie, bo jak tak, to spostuje kolejne części Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Pią 23:44, 10 Lis 2006 Zobacz profil autora
Garret
Pan Który udziela się często na forum



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Another World

Post
Hmm... mi się to jakoś nie podoba... nie wiem jakoś mnie nie śmieszy ten rodzaj humoru.


Post został pochwalony 0 razy
Śro 14:42, 06 Cze 2007 Zobacz profil autora
Enolamai
Piekielny Pomiot



Dołączył: 13 Cze 2007
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

Post
Czytając wyrywkowo średnio śmieszne. Jedynie wypowiedzi "miastowych" dobre, bo bliskie rzeczywistości. Wynika to zapewne z wieloletnich obserwacji takich tępaków. Doceniam pracę, bo większe pierdoły mnie śmieszyły (np. moje rymowanki Rolling Eyes ). Pozdrawiam i radzę napisać coś serio z lekką nutą humoru i powinno być gut.


Post został pochwalony 0 razy
Wto 10:15, 24 Lip 2007 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum FUCKIN METAL Strona Główna » Olśnienie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin